Zestaw najdotkliwszych pytań egzystencjalnych przy porannym wstawaniu
- Wstać albo nie wstać, oto jest pytanie ? ( A jeżeli wstać, to po co ? ) ;
- Skoro nawet i zdecydować się w końcu, by dźwignąć się jakoś, to jakie ma to głębsze uzasadnienie myślowe?
- Jak rozpatrywać ewentualne ( choć wątpliwe wciąż ) wstawanie : czy w kategoriach determinizmu ( bo taka wola Boża i przeznaczenie ) czy też raczej indeternminizmu i koncepcji wolnej woli ?
- Jak pokonać immanentną niechęć do wstawania, choćby aż tak lekkomyślny pomysł miał rzeczywiście - w wyniku niefrasobliwości - odnieść jednak niefortunne zwycięstwo nad racjami rozumu ?
- Czy można poważnie wątpić w realne podstawy paradygmatu zasadności dalszego leżenia w łóżku ( co najwyżej przy założeniu potrzeby przewrócenia się na drugi bok i kontynuowania rozpoczętej wcześniej akcji zalegania w ten to sposób ) ?
- Dlaczego w ogóle negować wątpliwości co do zagadnienia problematycznego imperatywu wstawania - wobec oczywistej ich materialnej niepewności oraz głośno protestującego głosu wszystkich naraz zasad teorii argumentacji, jakie wyraźnie wskazują, żeby ten dylemat natychmiast i raz na zawsze pominąć ?
- Czy przy pomocy brzytwy Okhama nie dałoby się odpowiednio wyeliminować ( jako bytu zbytecznego ) plugawości istnienia zjawiska wstawania ?
- Jeżeli wg Heideggera wstawanie niejako byłoby nicościowaniem się dalszego wylegiwania się w pościeli, to czy przypadkiem nie trzeba byłoby tego procesu w porę zatrzymać - zanim nie będzie za późno i powrót do łóżka nie okaże się wtedy całkowicie już wynicościowany ?
- Komu ostatecznie moje konsekwentne leżenie w łóżku może zaszkodzić – pomijając pomyleńców idei rannego wstawania i innych wykolejeńców oraz entuzjastów wczesnych godzin porannych ?
- Kierując się szlachetną zasadą primum non nocere, pozostawmy bez szkody dla
kogokolwiek wygłupy ze wstawaniem i leżmy sobie spokojnie z niewątpliwą
korzyścią przynajmniej dla własnego zdrowia – czyż nie tak ?
- Kto powiedział, że idiotyczny aktywizm związany z ryzykowną decyzją o wstawaniu
o tak wczesnej godzinie jak 10.00 ma jakąkolwiek przewagę nad spokojną koncepcją
pasywizmu, manifestującą się dalszym wylegiwaniem się w bambetlach ?
- W jaki sposób egzystencjalizm może usprawiedliwić odpowiedzialność za powzięcie decyzji o tym, żeby wstawać i to w opozycji do tylu argumentów contra, wskazujących jasno na jej szkodliwość dla dalszego bytu jednostki, narażonej już z tą chwilą na tyle przykrości ( z których sama myśl o umyciu się i ubraniu może stać się zabójcza w razie poślizgniecia się na kafelkach w łazience – że nie wspomnę o dalszym ciągu podobnych perypetii ) ?
- Czy pierwotność esencji wobec egzystencji da się utrzymać nawet dzięki podaniu na stół bardzo mocnej esencji herbacianej o tak wczesnej porze ? Wątpię !...
- Po jaką wreszcie cholerę przerywać sobie przyjemność polegiwania w spokoju i żegnania się z resztkami snu - wyłącznie dla jakiegoś dzikiego pomysłu wdzierania się w jeszcze dzikszą rzeczywistość, która nie tylko, że jest niebezpieczna, to jeszcze okazuje się nadto obrzydliwa, płytka i banalna ?
- W jakiej mierze suma niedogodności omawianego zwlekania się z łoża miałaby być w przybliżeniu równa iloczynowi kwadratu pożytku z lekkomyślności takiego zrywu ?
- No tak, ale niezależnie od całej filozoficznej warstwy powyższych rozważań teoretycznych – najwyższa pora podnieść się wreszcie z upadku tych dekadenckich rozważań, dźwignąć się mozolnie i jakoś w końcu pozbierać... Robota czeka ! Budzi się kolejny dzień... i jego mać !