O sierotce Annie Marysi i krasno-wyludkach ( zdegenerowana baśń współczesna )
Sierotka Anna Marysia była dobrą nastolatką z Głodowej Wólki. Pomimo to po zgonie jej matki wypędzono ją najpierw z dołka Policyjnej Izby Zatrzymań i Izby Wytrzeźwień, a potem ze Schroniska dla Nieletnich oraz z poprawczaka. Była dobrze rozwinięta fizycznie, więc łatwo potem znalazła pracę ( „na czarno” ) w ubojni drobiu, gdzie - przed rychłym już ukatrupieniem kolejnej partii ptactwa domowego - wypasała gąski, zaganiając je na miejsce egzekucji. Niestety, zorganizowana przestępczość dokonała zaboru w celu przywłaszczenia całego dużego transportu i tak skazanych na zagładę gąsek, więc nie było już nic do wypasania. Forsę z przekrętu zgarnął ohydny kombinator i spaślak finansowy o pseudonimie przestępczym Lisek Chytrusek, a sierotka Anna Marysia nie otrzymała należnej wypłaty, dostając za to kopa w dobrze rozwinięte, choć jeszcze młodzieńcze, okolice.
Gdy sierotka Anna Marysia zajęta była płaczem, co wśród sierotek jest czynnością dość powszechną, z pomocą przyszły jej bezdomne krasno-wyludki. Postanowiły zapoznać ją z niejakim Wyskrobkiem – małorolnym rolnikiem indywidualnym. W jego ruderze pod lasem pomagały mu one przy nielegalnej produkcji alkoholu - a to z poziomek, a to z wilczych jagód, a to wreszcie z jakiegoś innego badziewia leśnego, które mu przynosiły. Najlepszy wyrób powstawał jednak zawsze z kradzionego ziarna zbóż z pobliskich pól sąsiadów. Proceder zapewniał stałe źródło dochodów i okazję do spożywania resztek napoju po bieżącej dystrybucji, a zawsze przecież coś na dnie pojemników zostawało. Niestety, kradzione zboże było stale im podkradane w zagrodzie Wyskrobka przez patologiczną rodzinę Gryzoniów.
- Co za czasy ! – zapłakała sierotka Anna Marysia, gdyż łatwo się wzruszała.
- Złodziej na złodzieju, gorejącą złodziejską czapkę ukradnie nawet ! – westchnął
boleśnie Koszałek-Przypałek, najaktywniejszy krasnowylud ( doświadczony recydywista zresztą, który wiedział, co mówi ).
Sierotka Anna Marysia postanowiła pomóc w tej biedzie i ukrócić podkradanie im cennego półsurowca. W tym celu udała się do pobliskiego lasu, po którym często włóczyli się Gryzoniowie w poszukiwaniu złomu i innych surowców wtórnych na sprzedaż do skupu
- Niedoczekanie wasze ! – powiedziała sierocym i dziecinnym jeszcze głosem, wkładając jedną ze swych biednych, kusych sukienek
W zagajniku zauważył ją swymi kaprawymi ślepiami Stary Gryzoń, ale nie zdążył jeszcze podjąć pierwszej próby molestowania sierotki, gdy otrzymał silny cios w brzuch, a następnie ( przy użyciu jakiegoś tępo-krawędzistego narzędzia ) uderzenie w głowę. Już nie wstał.
Wkrótne w niedalekim sosnowo-grabowym lesie mieszanym, niezmieszana czymkolwiek, sierotka zaczaiła się na najstarszego z młodych Gryzoniów ( tj. dokładnie Gienka od Gryzniów ). Łaził tamtędy często, dybiąc na zbieraczki runa leśnego. Dziewczę udawało więc, że wysypały się jej grzybki z koszyczka i wdzięcznie pochylała się w tym celu to tu, to obok. Młody Gryzoń zaszedł ją od tyłu Szybki rzut przez bark i zdecydowany cios kastetem w okolice tchawicy w mgnieniu oka powalił napastnika w miękkim mchu leśnym, z którego nie udało mu się już podnieść. Widząc żałosny stan pokonanego popaprańca, sierotka zaniechała zbytecznej już chyba reanimacji i tylko pożegnała leżącego w agonii słowami „śpij mój książę”...
Ten sam los spotkał resztę synów Starego Gryzonia ( Güntera, Helmutha i Wolfganga ), szwendających się w nieszczęśliwy dla siebie sposób po terenie miejscowego nadleśnictwa. Wszystkich zboczeńców spotkała sprawiedliwa kara z ciężkiej ręki sierotki Anny Marysi, która przecież wcale tak bardzo nie lubiła nieestetycznego widoku krwi, broczących posoką ran, rozszarpywanych naczyń krwionośnych, połamanych kości, zmiażdżonych tkanek miękkich i wyprutych wnętrzności ( chyba, że pochodziły właśnie od jej przeciwników w tej walce ). Dla szkodliwych społecznie Gryzoniów nie było bowiem litości i prawa łaski.
Tej zimy krasno-wyludki mogły więc wrócić zadowolone do swej zimowej Groty Bezdomnych, gdzie miały co pić i było im ciepło. Jedynie Koszałek-Przypałek postanowił zostać, aby przy kaloryferze opowiadać dzieciom baśniowe historie o krasno-wyludkach.
Jacek Mal