LUZOGRYZ. EPITAFIA PRZEDWCZESNE.
Jaśnie Pani, ostrokosa żniwiarko ! Nie nastawiasz uszu, wszak twoja
Jam poddany twój i uniżony sługa. Kształtna głowa ich nie ma.
Czekam wciąż na skinienie twoje, Oczodoły twe oczu nie wypatrują, bo puste,
Bo mi tej łaski, wiem, że nie odmówisz. Ale i tak w czas dostrzeżesz mnie w tłumie.
Zatańczmy ten Totentanz skocznie, Czaszkotrupi grymas tężeje już
Jeśli wolno prosić do takiego pląsu, W rigor mortis uśmiechu.
Znając dobrze jego kościane figury Ekfraza obrazu sekcji wiecznego snu
I trumienny rytm pogrzebowych marszów... Jeszcze się nie wyśniła do końca...
Bunt przeciwko twojemu wyrokowi Doktorze Tulp, kiedy zaczynamy tę lekcję ?
Nie łagodnieje, lecz tężeje - Ostre narzędzia i pogrzebacze do ciała
Jak krew wynaczyniona z dzbana smutku Czekają już niecierpliwie i lśnią ,
Na zimnym stole w prosektorium życia. Żeby zanurzyć się w martwotę pulsu zwłok.
Nie łudź się, że umrzesz nie ze wszystkim ! Pogódźmy się !
Nie ma non omniam moriar. Nie ma ! Po co ten żal ?
Jest pełnia odejścia w nieskończone milczenie, Jakbyś nie wiedział, co cię czeka !
Bezapelacyjnie, na zawsze i po wsze czasy. To żadna niespodzianka przecie...
Danse macabre ? Nie ma w tym makabry ! Każdy dzień jest dniem mniej,
Jest dancingowy banał i tandeta, A noc – jeno uwerturą do więcej niż nocy.
A nawet męcząca pospolitość końca balu, Każda chwila to oczekiwanie na nią.
Na co przychodzi wnet czas - jak jakiś wykidajło... Rozpacz chce by nie czekać na więcej.
Zalotna anorektyczko, smukła, niemal chuda ! Trywialna, pospolita, milcząca, strupieszczała,
Powabnaś w talii, wciętej jakby kosą. Groteskowa, nieubłagana, bolesna,
Otwierasz zalotnie kościste ramiona Naturalna, późna, odpędzana jak pies, nagła
I wołasz, blada, ciszą wiekuistą, bezgłośnie. I roztańczona w rytmie pawany – tej na śmierć.
Martwota i życie jeszcze - czyli brak rozkładu : Niczego od niej już się nie dowiemy.
Horror w antytezie bytu i niebytu, bo straszna Utkwimy tylko w niewiedzy o niej.
Nie tyle śmierć jest, co umieranie, a więc życie ! Tak, jakby jej nie było, acz przyjdzie, bo
Tedy nie sam koniec ( skoro brak dlań odczucia ) ! Zabraknie tylko świadomości, że oto ona.
Umierając w nadziei zmartwychwstania Być albo nie być ( to szekspirowskie pytanie )
Jest lżej niż w beznadziei, że go nie będzie. Byt albo niebyt ( to nasza z Rikiem odpowiedź )
Niewiara jawi się boleśnie i okrutnie, Wynik to żmudnej i bluesującej roboty - w pocie
Acz nie przyniesie przynajmniej zawodu. Bluesa naszego powszedniego wypracowany,
Amen.
Gdzie jesteś, o śmierci ? Powiedz - Smutna, okrutna...
W dole cmentarnym czy może w którejś Bzdura wierutna !
Z nieznanych zbiorowych mogił ? Gdzie bądź ? Jak ludzkośc stara
W sali szpitalnej ? Powiedz, bo nie wiem.. Ta sama kara – śmierć ci !
Taka czy inna Światło ! Krok do przodu – już bez oddechu,
Zawsze niewinna Obrót w omdleniu z zawrotem w głowie !
I tak niechciana – Wspólne pas de deux w chwili ustania pracy serca !
Wszak wola Pana... I finał : zejście z tą to figurą, razem w tańcu... Mrok !
Do zakopania jeden krok, jeden jedyny i nic więcej.
Do zakopania jeden krok, trzeba go zrobić jak najprędzej
Dopóki mętny w zwłokach wzrok, dopóki się splatają ręce
Dopóki kusi zgonu mrok, do zakopania w piachu krok
Do zakopania jeden krok ...
A potem tej wieczności kurz
I zakopani też - za tobą już
I tylko jedno masz ze świata
Niezmienną pewność własnych wad
A w końcu braku zdarzeń też masz dość
I znów się zamiast marzeń zjawia ktoś
Ma kosę, kaptur, jest bez włosów
I rozsypaniu w proch nie oprzesz się.
Do odkopania jeden krok, jeden jedyny i nic więcej.
Do odkopania jeden krok, trzeba go zrobić jak najprędzej
Dopóki mętny w zwłokach wzrok, dopóki się splatają ręce
Dopóki kusi zgonu mrok, do ekshumacji z piachu krok
Do odkopania jeden krok ...