No więc jak to jest z tym bytem ?

W razie  przyzwolenia na marnotrawstwo czasu, wywołane czytaniem moich wynurzeń, pragnę wyjawić kilka przykładowych wątków mych myśli, które pozwolą w razie zapoznania się z nimi na wydatną stratę dobrego nastroju w zamian za dokonanie odpowiedniej refleksji filozoficznej i dogłębne zrozumienie jej treści. Określiłbym to jako uparte szukanie sensu istnienia listami gończymi przy pomocy rozsądku. Zwłaszcza, że idą święta ( uciekajmy ! ), a surowy post przedwielkanocny sprzyja nonkonsumpcjonistycznemu myśleniu, zaś na dodatek wiosna nadchodzi tak, że już słychać jej człapanie w podmokłym i błotnistym podłożu. To wszystko zazwyczaj sprzyja bezowocnym i jałowym poszukiwaniom sensu egzystencji w chudym, wielkopostnym sosie. Na pytanie : „dokąd zmierzamy i dokąd iść ?”, najłatwiej jest sobie odpowiedzieć : „a idźmy w cholerę !”. Ale, na Boga, którędy to i dokąd ? I tu od razu pojawia się spostrzeżenie, że przecież niebyt i nicość tak naprawdę nie istnieją. Realnym bytem może być tylko to, co jest już bytem, a nie jakimś pozbawionym istności niebytem. Niebyt zatem stanowi tylko negację bytu, bo nicość objawia się w gruncie rzeczy jako brak bytu. Ten albowiem może jedynie ontologicznie wyłaniać się z niebytu i to wyłącznie wtedy, jeśli odrzucimy regulę „nihil ex nihilo”. Ów niebyt jest w gruncie rzeczy nieobecnością bytu i rodzi swe przeciwstawieństwo, które utrwala się w swym własnym zaprzeczeniu. Jest więc tak, jak chciał poczciwy Martin Heidegger czyli byt to wyłącznie nicościowanie się nicości

( jako swoista postać negacji swej negacji ) – aż do momentu wynicościowania się z pierwotnego negatywistycznego stanu i to tylko po to, aby ostatecznie do niego w efekcie powrócić. To żaś jednoznacznie  eliminuje pojęcie wieczności istnienaia konkretnego bytu, choć nie wyklucza jego dynamicznych przekształceń. Ostatecznie „wszystko płynie” w zgodzie z normą „panta rhei” – czy raczej : „wszystlko przepływa” ku dalszym odcinkom na osi czasu. I tu jednak nie wiemy, czy rzeczywiście oś ta wiedzie ad infinitum, czy tylko do jakiegoś bliżej nieznanego momentu, pomijając samą ograniczoność możności wyobrażenia nieskończoności ( albo raczej niemożność materialnego jej uzmysłowienia sobie w sensie liniowym ), chyba  żeby rozpatrywać swoisty przypadek ruchu okrężnego w jakimś parszywym zakrzywieniu czasoprzestrzeni lub powstanie jej błędego koła. Niewątpliwie też można  przyjąć, że wieczność, nieskończoność i nieśmiertelność są wydumanym atrybutem i wyrazem funkcjonowania absolutu wobec każdej - choćby najmarniejszej - formy istnienia

( np. płazińca lub jednostki ludzkiej ), ale to także niczego jeszcze nie wyjaśnia, jakkolwiek może dawać taką czy inną nadzieję lub złudzenie, że takie oto rozwiązanie jest pewne, teoretycznie łatwo osiągalne lub nawet dostępne w wyniku określonych praktyk duchowych. Gdyby wszakże tak się nie działo, pozostawalibyśmy w odwiecznym, bolesnym błędzie. Reasumując tedy : „der Gott ist tot”, jak twierdził Friedrich Nietzsche, ale on sam też umarł, a i ja nie czuję się dobrze...

                                                                                                                           Jacek Mal 

Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja