LUZOWLAĆ II. O piciu alkoholu w literaturze cz 2
Picie na sposób sarmacki
Jan Chryzostom Pasek, „Pamiętniki”
Jan Chryzostom Pasek herbu Doliwa pochodził z okolic Rawy Mazowieckiej. Żywot żołnierski wiódł przez lat dwanaście. Gdy z wojen powrócił, poślubił leciwą, lecz bogatą wdówkę, obdarzoną sześciorgiem dzieci – ale także dworem w Olszówce. Był typowym przedstawicielem szlachty sarmackiej i opowiedział swoje życie w „Pamiętnikach”. Z pewnością co nieco ujął, tu i ówdzie dodał, i niewątpliwie sobie pochlebiał. Ale zdradził też wiele cech o sobie pośrednio – z tego, co pisze, łatwo wywnioskować, iż autor był niezłym awanturnikiem i pewnym siebie pyszałkiem, może walecznym, ale nietolerancyjnym i bardzo przekonanym o własnej wartości. Wyłania się z nich świetny portret szlachcica-Sarmaty. Poznajemy mentalność i jego barwny typ charakterologiczny. Pasek, oczywiście, zdrowo sobie pochlebia, ale dzięki temu zdradza też cechy negatywne : chełpliwość, zarozumiałość, sobiepaństwo, pychę i chciwość. Prawdziwą jednak esencją sarmatyzmu jest wyrosła stąd właśnie sienkiewiczowska postać Zagłoby : zadufanego w sobie łgarza i mitomana, zawsze skłonnego wypić sobie kielicha, mistrza pomysłowych forteli i autora soczystych przekleństw. Ma też, podobnie jak sam Pasek, kilka zalet : jest doskonałym gawędziarzem, szczerze kocha ojczyznę, pozostaje wierny królowi, nienawidzi jego zdrajców i wszystkich, którzy działają na szkodę Rzeczypospolitej.
No ale napijmy się, bo już od tego gadania okrutnie mi zaschło w gardle. Zresztą wszelki grzech śmiertelny nie sprowadza się li-tylko do obżarstwa. Jeno czym wzniesiemy w takim razie toast ? Węgrzynem czy piwem?
Z tym naszym staropolskim pijaństwem to nie do końca jest prawda. Europę można podzielić na dwie części : południową cywilizację wina oraz północną piwa i wódki. Na południu kontynentu wino było i jest traktowane jako część jedzenia, popitka do posiłku, często rozcieńczona wodą. W naszej kulturze pierwsze było piwo i miało takie samo znaczenie jak wino na południu – płynny posiłek. Warzyło się u nas piwa nie tylko ze zbóż, ale też z chleba czy z jałowca, jabłek i gruszek, często bez chmielu. Piwa były słabe, mętne, za to bardzo kaloryczne. Robiono z nich polewki, popijano nimi potrawy, choćby z tego powodu, że woda nie zawsze była pierwszej jakości, bezpieczniej było więc sięgnąć po ciecz z dodatkiem alkoholu, po której nie zapadło się na czerwonkę. A co z winem ? Było napojem po pierwsze religijnym, po drugie elitarnym. Do XVI w., zanim nie przyszło małe zlodowacenie europejskie, mogliśmy się poszczycić całkiem udanymi winnicami, np. w Toruniu i okolicach ( a z tamtych krzyzackich okolic przecież pochodzę ). Potem sprowadzaliśmy ten trunek, a wielkim wzięciem cieszyły się węgrzyny, mocne i słodkie. Co ciekawe, francuskie wina uważane były za podłe sikacze, którymi można co najwyżej uraczyć służbę albo grabarzy. Ale już w XVIII w. wytrawne wino staje się cenionym trunkiem – wchodzi na stoły arystokracji wraz z francuską, lekką i wysublimowaną kuchnią.
No to kiedy się pojawia wódka, okowita, samogon ? W staropolskim zwyczaju mocne trunki trzymane były w apteczce. Wysokoprocentowe nalewki były uznawane za medykamenty, raczono się więc nimi w niewielkich ilościach, np. po posiłkach. Prawdę mówiąc, te nalewki były domeną pań, które mając klucze do kredensu, mogły się nimi pocieszać w trudnych chwilach. W tamtych czasach nie byliśmy uważani za pijaków - to już raczej Hiszpanie dziwili się, że we Francji tak dużo się pije. I w Niemczech. Problem z polskim opilstwem zaczął się w XVII w., kiedy nastał kryzys ekonomiczny. Biliśmy się z Tatarami, Szwedami, Kozakami, Rosjanami, a to musiało się zemścić na gospodarce. Nasi ziemianie nie mieli co robić z nadwyżką zboża, więc wymyślili przymus propinacyjny polegający na tym, że chłopi musieli kupować wódkę pędzoną w danym majątku. A potem już poszło. Magnaci dalej dawali upust swojej oskomie na alkohol, pijąc wina albo 20-letnie starki ( miody ), ale plebs został zarażony podłymi trunkami. Jak czyta się o tamtych czasach, to ma się wrażenie, że wszyscy byli pijani. Ja odpowiem może, że jaśnie państwo nigdy nie są pijani, co najwyżej mają dobry humor. Przypomina mi się anegdota opowiedziana przez Chryzostoma Paska, który w pewnym momencie dostał posadę przewodnika poselstwa rosyjskiego do króla Jana Kazimierza. Jadą sobie razem z rosyjskim posłem, gadają i, oczywista, piją. Zaś Pasek odnotowuje, że ten poseł to gbur, barbarzyńca i prostak. Bo pije ze swojej butelki, a jemu dał inną. Pasek wykorzystał nieuwagę kompana, wyrwał mu flaszę, nalał sobie, chlapnął.sowicie... „I jak byś ogień gwałtem wlewał” – zapisał. Acz jego towarzysz wytłumaczył mu potem, że dla niego miał przygotowaną lepszą wódkę, taką eksportową, bo wiedział, że Polacy tej gorzałki, którą lubią Rosjanie, pić nie będą chcieli. Z pamiętników ówczesnych można ponadto wyekstrahować i takie zapiski – poselstwo polskie do Francji, wiek XVII : jedliśmy, jedliśmy, jedliśmy, dopiero potem udało nam się spotkać z królem ; poselstwo do Rosji : piliśmy, piliśmy, piliśmy ; poselstwo do Turcji : kawa, sorbety, kawa, sorbety, słodycze... Kiedy Jan III Sobieski, po udanej wyprawie na Turka, przywiózł do Polski kawę, szybko się okazało, że napój ten może zastąpić w socjalizującym znaczeniu alkohol. Picie kawy stało się modne, na ucztach, a osoby, które raczyły się kawą, mogły dostąpić odpustu od picia alkoholu. Ale chyba ta kawa mocniej na ówczesnych Polaków działała niż na nas espresso. Oni wręcz upajali się tą kawą !
Wnioski końcowe : wypijmy więc, żeby nie zgrzeszyć nikczemną abstynencją, mościewy !
( Stanisław Jacek Mal-Maliszewski, herbu Godzięba )
Alkohol jako słowiańska kara za grzechy
Michaił Bułhakow,„Mistrz i Małgorzta”
Fabułę powieści stanowią losy tytułowych bohaterów, mieszkających w Moskwie lat 30-tych XX wieku, a także wpleciony w narrację wątek opowieści historycznej ( taka szkatułkowa powieść w powieści ) o Poncjuszu Piłacie w wielowątkowym powiązaniu z wizytą Szatana w ateistycznym Z.S.R.R., bo było to doprawdy w swym zamyśle państwo iście infernalne. Książka traktuje o tym, że w obliczu ludzkiego sukinsynizmu nawet Bóg jest bezsilny - na Ziemię przybywa więc Szatan ze swoją świtą, aby z co większymi łajdakami zrobić porządek. Akcja toczy się w porewolucyjnej Rosji, więc alkoholu nie brakuje i to – jak mawiają Rosjanie – „do zimnego ( czytaj : lodowatego ) przepicia, tzw. chołodnowo pieriepoja”. Dlatego też dla jednego z bohaterów karą za grzechy jest śmiertelny katzenjammer ( kac ). Stiopa Lichodiejew, dyrektor teatru Variétés, budzi się w swoim mieszkaniu przy ulicy Sadowej po ciężkiej libacji, podczas której - o zgrozo ! - popijał wódkę portwajnem, czego aliści czynić przenigdy nie należy: „Gdyby (...) ktoś powiedział tak : - Stiopa ! Jeżeli natychmiast nie wstaniesz, zostaniesz rozstrzelany ! Stiopa odpowiedziałby słabym, ledwie słyszalnym głosem: Rozstrzeliwujcie mnie, róbcie ze mną, co chcecie, za nic nie wstanę". Potem następuje mozolna rekonstrukcja wydarzeń. Stiopa więc przypomina sobie, że usiłował całować jakąś nieznajomą damę i obiecał ją odwiedzić nazajutrz w południe ( a to już poważna knsternacja towarzyska ). „Co to jednak była za dama i która jest teraz godzina, a także jaki to dzień tygodnia i którego dziś mamy - o tym Stiopa nie miał bladego wyobrażenia”. Pointą zaś tej makabry jest wizyta rzekomego profesora czarnej magii Wolanda ( dobrze wiemy, kto zacz ), który przejmuje mieszkanie Lichodiejewa i w ułamku sekundy teleportując go z Moskwy do Jałty.
Wnioski końcowe: bądź dobry dla bliźnich, bo spotka cię kac lub inna kara Boża! No i niech cię ręka Boska broni, abyś popijał kiedykolwiek wódkę portwajnem !
Alkohol jako katalizator wrażliwości
Bohumil Hrabal „Czuły barbarzyńca”
Vladimír Boudník był przyjacielem i jednocześnie bohaterem wielu opowiadań Bohumila Hrabala ( „Piękna Rupieciarnia”, „Dandys w drelichu” ), a zarazem też entuzjastą życia i praskich knajp. Popełnił samobójstwo, podobnie jak jego przyjaciel, ale to już tragiczny rys obu biografii, który w tym miejscu trzeba pominąć. Powieść zaś „Czuły barbarzyńca” o tym czeskim grafiku abstrakcjoniście ( czy jak wolą sami Czesi : eksplozjoniście ) to również rzecz o przyjaźni i wspólnych poszukiwaniach nowych źródeł inspiracji ( w knajpach, na ulicy, wśród zwyczajnych ludzi ), a także historia narodzin hrabalowskiej estetyki i wizji świata. Autor poznał go w latach 50-tych w hucie „Poldi” w Kladnie koło Pragi, gdzie obaj pracowali; a wkrótce zaprzyjaźnili się i zamieszkali razem. Obaj kochali surrealizm i obficie przyprawiali nim swoje dzieła. Inspiracji szukali w życiu, bo uważali, że jest bardziej surrealistyczne niż jakikolwiek twór wyobraźni. Alkohol w tym im pomagał, więc najlepsze sceny wiążą się z knajpami i piciem. Piękny jest np. kawałek o tym, jak do gospody „U Vanisztów” przyjeżdża karetka na sygnale i sanitariusze taszczą do niej na noszach dwie ogromne bańki z piwem, a następnie pośpiesznie odjeżdżają.
Przyjaźń Boudnika i Hrabala, jak każda taka relacja, przeżywała kryzysy. Pewnego razu panowie tak się pożarli, że zamurowali przejście między swymi pokojami. Ale szybko doszło do zgody i łatwo wydedukować, co im w tym pomogło. „Vladimir postawił na murku niedopitą butelkę likieru wiśniowego, ja z drugiej strony dolałem do niej rum, potrząsnęliśmy butelką i podawaliśmy sobie ten likier. A gdy przepijaliśmy do siebie, przyszedł Egon Bondy i zdębiał”.
Wnioski końcowe : Nie szukajcie bliskich znajomych tam, gdzie ich nie ma, a jest tylko pieniądz. Odnajdujcie przyjaciół w życiu, natomiast jeden czy dwa pilznery nikomu w tym nie przeszkodzą. ( ... ) [ tu się, niestety, urywają czytelme zapisy, a zaczyna nieczytelność ]
Pozostałe trzy części są poważnie niekompletne lub nie do odtworzenia z uwagi na parszywą stenografię sprzed prawie pół wieku :
- Jan Kochanowski , „O doktorze Hiszpanie”, szczegółowe studium pijaństwa wieczornego i jego późniejszych ( porannych ) skutków, bardzo ładny obrazek nieumiarkowania w piciu... ;
- Ignacy Krasicki, „Pijaństwo”, satyra na ówczesny alkoholizm ( krytyka picia przy każdej okazji, równie zbawienna jak rzucanie grochem o ścianę ) ;
- Adam Mickiewicz, „Konrad Wallenrod’ i „Pan Tadeusz”, wyraźne ślady alkoholizmu z takich czy innych powodów pośród głównych postaci, co jednak ginie w klimatach odautorskiej nostalgii za krajem pośród „ tych pagórków leśnych, tych łąk zielonych” itd.;
- Henryk Sienkiewicz , Trylogia, przedłużenie pamiętników Paska, Onufry Zagłoba – nasz rodzimy Falstaff i zarazem pijaczysko w sarmackim stylu ;
- Mikołaj Gogal, „Rewizor”, wiecznie pijana carska Rosja, wschodnio-słowiańska szkoła picia ekstremalnego ;
- Stanisław Wyspiański, „Wesele”, deliryczno-patriotyczne wizje pod wpływem alkoholu, galicyjska chłopomania i dipsomania w wydaniu narodowym ( dalsze rozwinięcie tematu i kapitalny obraz zamroczeni alkoholowego gości weselnych, niezdolnych w pijanym widzie do stawienia się w trybie alarmowym na dźwięk rogu ; to zachlamie i chocholi taniec wyobrażają marazm narodu w dobie rozbiorów ( analiza poszczególnych wątków – niestety nieczytelna ) ;
- Marek Hłasko, „Pierwszy krok w chmurach” i cała reszta jego prozy, wyziewy alkoholu i beznadziei wczesnego PRL-u.
I tu się znowu urywa nasz ulubiony ciąg dalszy i wszelkie jego ślady, a przecież pominięty został cały okres międzywojenny, kiedy to też tęgo się piło, no i jeszcze ekscesy alkoholowo-narkotyczne Witkacego ! Trudno – przepadło...